Jak przewozić dziecko rowerem, kiedy samo jeszcze nie jeździ? Fotelik czy przyczepka? A może rower cargo? Co lepsze, co wygodniejsze, a przede wszystkim co bezpieczniejsze dla naszego dziecka?

Na te pozornie łatwe pytania odpowiedź wcale prosta nie jest. W dzisiejszym tekście przedstawię Ci swój punkt widzenia na problem przewożenia dziecka rowerem. Nie będzie to kolejny tekst z cyklu „nie znam się to się wypowiem”, bo po pierwsze sam musiałem wgryźć się w ten temat kiedy chciałem zacząć wozić swoje dziecko, a po drugie w końcu decyzję podjąłem i przećwiczyłem ją na pierworodnym. Nie jestem jednak lekarzem, fizjoterapeutą ani żadnym innym specjalistą od dzieci. Zdania, które tu przeczytasz są moją prywatną opinią i choć poparte są moimi osobistymi testami, doświadczeniami itd. to nie możesz ich przyjmować za pewnik, bo:

SAM JESTEŚ ODPOWIEDZIALNY ZA SWOJE DZIECKO

Ten tekst to małe case study tego, co przerabiałem w ubiegłym roku. Gdybym miał decyzję podjąć jeszcze raz, mając do dyspozycji jeszcze raz ten sam budżet, pewnie podjął bym taką samą ponownie. Gdyby jednak budżet był większy wybrałbym nieco inaczej. A skoro case, to spis treści:

  1. Kiedy można zacząć?
  2. Co do wyboru – wady i zalety
  3. Bezpieczeństwo
  4. Komfort dziecka
  5. Kask to podstawa!

Kiedy można zacząć?

Od razu zaznaczam, ze ten akapit jest bardzo, bardzo subiektywny. Jeżeli masz już wyrobione zdanie na temat „kiedy” możesz spokojnie przejść do kolejnego.

Kiedy nasza pociecha może samodzielnie wsiąść na rower, to jakoś tak podskórnie czujemy. Nie ma tu reguły, jedne dzieci gnają na rowerkach biegowych jak tylko nauczą się dobrze chodzić (znajomi chwalili się, że ich synek jeździł zanim zaczął jakkolwiek chodzić, ale jak nie zobaczę, to nie uwierzę), inne jak skończą 2 lata, jeszcze inne temat zaczynają ogarniać jeszcze później. Tak samo jest z jazdą na „dorosłym” rowerze (w sensie na dwóch kołach, bez bocznych wspomagaczy). Ale kiedy jest ten moment, kiedy możemy je bezpiecznie wsadzić do przyczepki czy fotelika?

Producenci deklarują różnie. Ja nie ufałem jednak producentom, a fora internetowe omijam szerokim łukiem. Naturalne wydało mi się zapytać pediatrów. A że jestem nieufna bestia to pytałem aż czterech różnych. Odpowiedzi były takie: jak zacznie stabilnie siedzieć, jak będzie już stało samodzielnie na nóżkach, jak zacznie dobrze chodzić (2 razy). Abstrahując od rozstrzału tych odpowiedzi zwróćcie uwagę, że żaden z lekarzy nie posługiwał się kryterium wieku. Dzieci rozwijają się bowiem w różnym tempie! W rozwinięciu odpowiedzi, w czym utwierdziła mnie potem jeszcze rozmowa z fizjoterapeutą, dowiadywałem się, że jakbyśmy dziecka nie przewozili, to małe i kruche kości będą po pierwsze odczuwały mikrodrgania, które mogą negatywnie wpłynąć na ich rozwój, a po drugie jakikolwiek wypadek może skończyć się tragicznie. Osobną kwestią jest kask, ale o tym w dalszej części. Lekarze nie zwracali także uwagi, na co można się natknąć w opiniach w internecie, na „trzymanie główki”.

Oczywiście w internecie spotkacie się z opiniami czy relacjami ludzi, którzy niemalże ze szpitala przywieźli swoje dziecko przy pomocy roweru – spoko, zrobili to na własną odpowiedzialność. Ja taki odważny nie jestem. Uważam, że dzieci, które jeszcze nie chodzą, czyli dzieci w okolicach 1 roku życia, nie powinny być przewożone w pozycji siedzącej w foteliku czy przyczepce. Kręgosłup małego człowieka, który dopiero się „układa” nie jest chyba przygotowany jeszcze na takie harce. Powtarzam jeszcze raz – to moja prywatna opinia i proszę się nią nie sugerować.

Co do wyboru? Wady i zalety.

Biorąc pod uwagę gdzie będzie nasza pociecha względem kierującego rowerem mamy następujące opcje:

  • z przodu
  • z tyłu

Co lepsze? Ogromną zaletą przewożenia dzieci przed sobą jest to, że mamy je cały czas na oku. To ogromnie ważne w przypadku małych dzieci. Te mogą się, w przypadkach ekstremalnych, ale znanych, zadławić się nawet własną śliną. Jak są starsze to czasami lubią wkładać do buzi różne przedmioty, które czasami pojawiają się nie wiadomo do końca skąd. Niestety opcje do wyboru są tylko dwie. Jedna bardzo droga, druga bardzo niewygodna. Przewożenie dzieci za sobą jest po prostu bardziej powszechne, a co za tym idzie po prostu tańsze (w sensie zakupu urządzenia).

Co do samych urządzeń do dyspozycji mamy:

  1. Rowery cargo
  2. Foteliki „na kierownicę”
  3. Foteliki „na bagażnik”
  4. Przyczepki

Rowery cargo

W zasadzie wszystko, co można napisać o rowerze cargo i jego wykorzystaniu do przewozu dzieci zostało napisane przez autorów blog-a Our little adventures. Rzadko kiedy, z czystym sumieniem, mogę polecić czyjś tekst. Udostępnialiśmy go zresztą na naszym fan-page-u, więc możecie go łatwo odszukać. Zalety – po pierwsze to co napisaliśmy powyżej – mamy dzieciaka (a w tej wersji nawet dzieciaki) cały czas na oku. Po drugie istnieje możliwość przewożenia rowerem cargo dzieci w „nosidełkach”. Przy czym ja kładę nacisk na „istnieje”, bo sam bym się jednak na coś takiego nie zdecydował. Zaletą jest możliwość wykorzystania roweru cargo także do… cargo, czyli przewozu różnych rzeczy.

Creative Commons Erkännande 3.0 Unported-licens (CC BY 3.0)

Wady – na pewno dostępność i cena. Rynek, póki co, w tym segmencie jest dość wąski. Za coś do czego wsadziłbym własne dziecko (już chyba zauważyliście, że jestem strasznie wybredny) musiałbym zapłacić kilka tysięcy złotych. I to raczej powyżej 5 niż 2. Problemem może okazać się rozmiar roweru. Balkon? Klatka schodowa? Piwnica? Chyba, że masz garaż. Z drugiej strony kradzież takiego jedno… wróć – wielośladu, to trochę głupota złodzieja, bo tych rowerów jest tak mało i są tak charakterystyczne… Ale w końcu mówi się, że to okazja czyni złodzieja. No i na koniec mój konik – waga. Na płaskim Mazowszu (muszę sobie znaleźć jakieś inne porównanie, bo w końcu ktoś obsmaruje mnie w mailu, albo co gorsze da mi w twarz :)) nie ma problemu, ale mniej wyćwiczeni rowerzyści mogliby mieć problem w regonach „wyżynnych”. Oczywiście rozwiązaniem mogłoby być zrobienie z cargo e-cargo. Ale to kolejne dodatkowe złotówki.

Fotelik „na kierownicę”

Na rynku nie ma zbyt wielu takich rozwiązań. Takich, które można uznać za w miarę dobrze wykonane jest w zasadzie kilka. Fotelik montowany jest bezpośrednio do kierownicy. Nasza pociecha, kiedy jedziemy znajduje się między naszymi rękami. Wygląda to jak na grafice poniżej:

Zaletą takiego rozwiązania będzie na pewno cena. Fotelik renomowanej marki można zakupić za ok. 400 zł. Producent deklaruje oczywiście pięciopunktowe pasy itd… Na plus możemy także uznać fakt, że mamy dziecko „przed sobą„. Mamy więc na nie cały czas oko.

Co do wad: producenci deklarują, że rozwiązanie takie można zastosować w większości rowerów. O ile jednak znam się trochę na rowerach, to śmiem w to wątpić. Może i do większości da się coś takiego zamontować, ale jazda już raczej nie będzie należała do przyjemnych, o ile w ogóle możliwych. Zwłaszcza, kiedy dziecko jest już trochę większe.

Wraz ze wzrostem wagi dziecka będzie też wzrastało niebezpieczeństwo prowadzenia roweru. Zamontowanie fotelika na kierownicy nie tylko zmieni nasz środek ciężkości, ale dodatkowo może spowodować problemy z kierowaniem. O nagłych zmianach kierunku jazdy w związku z tym, że dziecko nagle postanowi się przechylić nawet nie chcę myśleć. A że jest przypięte? Przypięte, ale nie spętane – zakres ruchów pozostaje naprawdę spory, a dziecięca wyobraźnia nieograniczona. Dziecko, którego narząd wzroku nie jest jeszcze doskonale wykształcony, może zupełnie inaczej odbierać bodźce poruszając się z prędkością 15 czy nawet 20 km/h. Kolejną wadą jest kwestia kasku w foteliku. Poświęcę jej oddzielny akapit po omówieniu wszystkich opcji przewozowych.

Fotelik „na bagażnik”

Na bagażnik nie musi oznaczać fotelika zamontowanego na bagażniku. Takie oczywiście też można spotkać, ale zdecydowanie popularniejszym rozwiązaniem są foteliki, które przy pomocy specjalnych prętów i obejm mocuje się do rury podsiosłowej (biegnącej, obrazowo, od korby do siodełka).

flickr/FaceMePLS (CC BY 2.0)

Zalety: powszechność rozwiązania, a co za tym idzie bardzo duża dostępność i relatywnie niskie ceny za produkty dobrej jakości.

Zaczynamy litanię wad. Po pierwsze (podobnie jak w foteliku „na kierownicę”) zmienia się środek ciężkości roweru. Pojazd jest mocno podatny na ruchy dziecka (to po drugie). Po trzecie: nie widzimy naszego dziecka. W zasadzie nie jest możliwe nawet szybkie rzucenie okiem, co dzieje się za naszymi plecami, w trakcie jazdy. Za każdym razem musimy się w tym celu zatrzymać. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić czy dziecko czasami nie śpi. A dzieci strasznie lubią zasypiać, jak buja i huśta… Po czwarte dziecko poza naszymi plecami ma dość ograniczone pole widzenia. Po piąte kask, ale to tym szerzej na końcu wpisu.

Wspólną wadą dla trzech przedstawionych powyżej rozwiązań jest zasada – upada rower – upada dziecko. O ile w przypadku roweru cargo jest go raczej ciężko przewrócić (zazwyczaj jest to trójkołowiec, co czyni go bardziej stabilnym), o tyle foteliki mogą, przy nawet chwilowej nieuwadze rodzica stanowić ogromne zagrożenie. Abstrakcyjne? No to przykład. Stoimy w sklepie (nota bene rowerowym) w krótkiej kolejce. Otwierają się drzwi. Pani wprowadza rower wyposażony w fotelik „na bagażnik”, w foteliku dziecko. To był moment, kiedy drzwi zaczęły się zamykać, a Pani odruchowo zamiast trzymać rower wyciągnęła rękę do drzwi. Na szczęście zdążyliśmy doskoczyć…

Przyczepka

Jak sama nazwa wskazuje jest przyczepiona do naszego roweru, w domyśle z tyłu. Połączenie przyczepki z rowerem odbywa się za pomocą „dyszla”, który mocowany jest do roweru na zasadzie zaczepu kulowego. Jego właściwości można opisać w zasadzie stwierdzeniem „rower leży, przyczepka stoi”. Omawiane rozwiązanie to drugie, po foteliku „na bagażnik”, gdzie nie mamy bezpośredniego kontaktu wzrokowego z naszą pociechą. Zasadniczo wyróżnić można przyczepki jedno i dwumiejscowe.

flickr/European Cyclists’ Federation (CC BY 2.0)

W przypadku przyczepki za największą wadę możemy uznać, że nie widzimy swojej pociechy, tzn. jest ona za naszymi plecami jak w przypadku fotelika „na bagażnik”, a nie z przodu jak w przypadku fotelika „na kierownicę” czy roweru cargo. W związku jednak z tym, że przyczepka nie znajduje się, jak fotelik, bezpośrednio za naszymi plecami, a w pewnej (ok 1,5 m) odległości to odwrócenie się, w celu „rzucenia okiem” na małego pasażera jest zdecydowanie łatwiejsze. Problem ten łatwo rozwiązuje skierowane na siedzące w przyczepce dziecko lusterko.

Przyczepka „zachodzi na zakrętach„. To słynne hasło drukowane na tyłach miejskich autobusów oznacza, że biorąc zakręt trzeba wziąć małą poprawkę na to, że ciągniemy coś za sobą i wejść w niego nieco „szerzej”. Problemem dla przyczepki mogą być krawężniki. Trzeba także pamiętać o długości całego zestawu. To szczególnie ważne kiedy przejeżdżamy przez przejście dla pieszych z wysepkami! Mniej wprawieni rowerzyści mogą mieć problem z wagą (sama przyczepka to ok. 10-12 kg + jeszcze waga dziecka) i ciągnięcie za sobą 20 czy 30 kilogramów (waga dwulatka to ok 13-14 kg). Wyzwaniem dla rodziców może być także cena. Rozglądając się za jakimś sensownym rozwiązaniem trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 2-3 tys. zł.

Ogromną zaletą przyczepki jest za to przestrzeń jaką ma do dyspozycji dziecko. Ta nawet w rozwiązaniach jednomiejscowych jest bardzo duża. Daje nam to możliwość przewozu, oprócz dziecka ofc, zabawek, niezbędnika w postaci pieluch i zapasowego ubrania czy innych potrzebnych rzeczy. To także przestrzeń, którą możemy wykorzystać jako cargo. Większość dostępnych na rynku rozwiązań można bez problemu złożyć do w miarę kompaktowych rozmiarów. Nie powinno sprawiać to problemów z przechowywaniem, chociaż to sprawa bardzo relatywna. Na pewno przyczepka zajmie mniej miejsca niż rower cargo, ale więcej niż foteliki.

Bezpieczeństwo dziecka

Bezpieczeństwo to sprawa dla każdego rodzica kluczowa. Przed bezpieczeństwem zawsze powinna oczywiście kroczyć wyobraźnia. Wszak nie będziemy pędzić z dzieckiem jakbyśmy jechali sami. Wyobraźni ciężko jednak wymagać od innych uczestników ruchu drogowego. Co w przypadku niebezpieczeństwa – wtargnięcia pod koła pieszego, wyjazdu samochodu z podporządkowanej (nagłe hamowanie czy odbicie „w bok” – gwałtowny manewr)?

Nie ma rozwiązania idealnego, ale w mojej ocenie trochę korzystniej wypada w takich sytuacjach przyczepka. W związku z tym, że nie zmienia ona naszego środka ciężkości rowerem zdecydowanie łatwiej się manewruje. Samo ciągnięcie za sobą sporego przedmiotu nie wpływa jakoś szczególnie niekorzystnie na wydłużenie drogi hamowania w normalnych warunkach. W przypadku mokrej lub zapiaszczonej nawierzchni jest już jednak znacznie gorzej. Przyczepka ma także tę niewątpliwą zaletę, że ewentualne przewrócenie roweru nie równa się przewróceniu przyczepy. Chroni przed tym zaczep kulowy. Jeżeli już dojdzie do przewrócenia przyczepki to po pierwsze posiada ona stelaż, który pomoże chronić dziecko, a po drugie upadek odbywa się ze zdecydowanie mniejszej wysokości. Przyczepka jest jednak narażona na uderzenia przez inne pojazdy od tyłu czy z boku. Jest ona (pomimo posiadania flagi) mniej widoczna, szczególnie dla kierowcy, który znajduje się blisko rowerzysty.

Za najbardziej niebezpieczne z przedstawionych rozwiązań uważam foteliki montowane na kierownicy.

Na bezpieczeństwo ogromny wpływ posiadają oczywiście materiały i technologie użyte do produkcji omawianych urządzeń. Jest to na tyle oczywiste, że raczej nie wymaga pogłębienia. Ważny jest także kask, ale jemu poświęcam osobny akapit.

Komfort dziecka

Bezpieczeństwo to jedno, ale równie ważny jest komfort. Producenci podają różne zakresy wagi (małe dzieci nie są sobie równe) dla których urządzenia są dopuszczone do użytku. O ile dolna granica, to tak jak napisałem powyżej, może być dla każdego z poszukujących rozwiązania inna, o tyle górnej granicy raczej bym się trzymał z zapasem 2-3 kg. Dzieci są jednak różne – na tym etapie rozwoju można już spotkać dzieci dość wysokie i chude jak patyk, oraz niższe i bardziej pucułowate. Ocena czy dziecko nie jest przypadkiem za duże do posiadanego przez nas rozwiązania (szczególnie ma to znaczenie w przypadku fotelików) zależy od rodzica. Dziecko musi mieć pewną, oczywiście ograniczoną pasami bezpieczeństwa, swobodę ruchu – choćby po to, żeby wytrzeć sobie nos czy podrapać się.

Pamiętajmy także, że małe dzieci (powiedzmy tak do 3 lat) lubią uciąć sobie drzemkę jak buja i huśta. Jadąc czy to w rowerze cargo, czy na foteliku, czy w przyczepie buja i huśta bardzo. Wybierając właściwe dla nas rozwiązanie warto wziąć pod uwagę czy nasze dziecko jak już zaśnie (a uwierzcie mi to się dzieje najczęściej w sekundę) będzie mogło swobodnie się zdrzemnąć i czy np. głowa nie będzie dziecku leciała do przodu. To jest spora wada rowerów cargo (gdzie nie ma oparcia głowy) i przyczepki (gdzie pomimo oparcia głowa lata we wszystkie strony), a także niektórych fotelików (tych, które nie mają opcji pochylenia).

Przewożenie dziecka a kask

Zasada jest prosta. W przypadku fotelików kask jest ABSOLUTNIE NIEZBĘDNY. W przypadku roweru cargo i przyczepki ZALECANY. To czy rodzice będą zakładać dzieciom kaski w obu przypadkach zależy od ich poczucia odpowiedzialności i wyobraźni. Jeżeli już decydujemy się na kask trzeba zdawać sobie sprawę z czterech rzeczy. Po pierwsze kask dla dziecka MUSI ABSOLUTNIE POSIADAĆ ATESTY I CERTYFIKATY, A SZCZEGÓLNIE OZNACZENIE '”CE”. Jeżeli nie kask nie posiada takiego oznaczenia to nada się może na doniczkę do ogródka, bo na głowę dziecka nie.

Po drugie trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że dzieci niezbyt chętnie zakładają kaski. Ja nieźle musiałem się nakombinować, żeby przekonać mojego syna, że kask trzeba nosić. Są na to oczywiście sposoby i z pewnością się kiedyś nimi z Wami podzielę. Po trzecie kask musi być jak najlżejszy! Zapomnijcie o pełnych, plastikowych kaskach w stylu połówki arbuza. Te konstrukcje nie są jakoś szczególnie bardziej bezpieczne od konstrukcji „z dziurami”. Dziury to mniejsza waga, ale też przewiewność. I wreszcie po czwarte – kask powinien być głęboki, żeby chronić potylicę. Ale swoim kształtem musi być dopasowany do fotelika czy przyczepki. A to niestety nie zawsze współgra. Często spotkać można sytuację, że źle dobrany kask może powodować brak możliwości oparcia głowy przez dziecko.

Werdykt i podsumowanie

Jak pewnie nie trudno się zorientować, wybierając rok temu czym będę woził swoje dziecko, zdecydowałem się na przyczepkę. Oczywiście wolałbym rower cargo i nawet nie miałbym problemów z jego przechowywaniem, ale koszt takiego rozwiązanie niestety mnie przerósł. Trochę też bałem się reakcji żony na siódmy (po mieszczuchu, szosie do ścigania, szosie na zimę, przełaju, rowerze MTB i tandemie) rower. Przyczepkę jakoś zniosła.

O tym, że nie pobiegłem do sklepu z kartą kredytową zdecydowało jednak coś innego – bezpieczeństwo i uniwersalność rozwiązania. W przypadku naszego syna od samego początku (czyli jak skończył rok, bo wtedy zaczęliśmy jeździć przyczepą) było dla nas jasne, że nie ma szans na założenie mu kasku. Problemy (czyt. histeria) pojawiały się już przy zakładaniu czapki. Bezpieczeństwo to dla mnie także panowanie nad rowerem. Nie chciałbym być w tym aspekcie źle zrozumiany, dlatego pozwólcie na przydługie zdanie wywodu. Uważam, że dzięki ściganiu się na przełaju, w MTB i trochę na szosie, oraz jeździe w grupie, mam całkiem przyzwoite umiejętności panowania nad rowerem. Widzę to także w jeździe miejskiej, gdzie co chwila ktoś wyskakuje, a kierowcy robią nieprzewidziane manewry. Przez lata jazdy nabyłem jednak masę różnych tików i przyzwyczajeń i nie byłem do końca pewien, czy nie będzie mnie np. ponosiło w zakrętach z dzieckiem na plecach.

Bo niby masz świadomość, że wieziesz dziecko, ale sami rozumiecie, moja ocena prędkości jest dosyć mocno zaburzona (we wszystkich rowerach mam prędkościomierze, które pomagają mi ocenić jak szybko się poruszam). Zresztą przy zmienionym środku ciężkości nawet przy mniejszych prędkościach nie trudno o zachwianie równowagi. Przyczepka daje mi ten komfort, że nawet jak mnie lekko poniesie, to raczej nic się nie stanie. Bo po pierwsze jest ją cholernie ciężko przewrócić (tak, próbowałem to zrobić – oczywiście bez dziecka w środku, ale pod obciążeniem), a po drugie – czujesz, że jedzie się ciężej (ciągniesz za sobą ok 30 kg), to tak jakby cały czas ktoś siedział ci na ramieniu i mówił „uważaj!”. Przemawia do mnie stelaż (klatka) przyczepki. Naszą przyczepkę często wykorzystuję także jako cargo – przywożę nią zakupy z marketu, a ostatnio nawet sprzęt budowlany.

Pamiętajcie, że to moje subiektywne zdanie. Tysiące ludzi woli pewnie foteliki. Tym tekstem chciałem Wam przedstawić możliwe opcje, subiektywne ich wady i zalety, a także zwrócić uwagę na co, w przypadku wyboru, zwrócić uwagę.

Na koniec dedykuję Wam zdjęcie. Jego autorem jest Mikael Colville-Andersen – autor książki „Być jak Kopenhaga”, którą opisywaliśmy na naszej stronie, a której recenzję za jakiś czas udostępnimy. Każdy z Was pewnie dostrzeże na tym zdjęciu coś innego – ja proszę o jedno:

NIE WOŹCIE W TEN SPOSÓB WASZYCH DZIECI!!!!!11 To skrajnie niebezpieczne.

I jeszcze zdanie na koniec. W piątek na stronie, w zakładce ROWERY pojawi się długo pisana przeze mnie długodystansowa recenzja przyczepki, którą rok temu zakupiłem. Mam nadzieję, że po przeczytaniu także tego, integralnego tekstu, będzie łatwiej podjąć Wam decyzję.