Rower nie służy nam już wyłącznie do turystyki czy uprawiania sportu. Dla wielu osób stał się podstawowym środkiem transportu. Duża w tym zasługa rozwijającej się infrastruktury i zmiany społecznych wzorców – stajemy się coraz bardziej eko i fit. Jeżeli nie dojeżdżasz jeszcze rowerem do pracy, a chciałbyś zacząć, to ten tekst jest właśnie dla Ciebie.

Pisaliśmy na naszym portalu już kilka razy o premiowaniu dojazdów rowerem do pracy (zobacz tutaj”). Coraz więcej firm, czujących rowerowego i eco „bluesa” decyduje się dopłacać pracownikom za rezygnację z dojazdu własnymi samochodami. Z reguły są to drobne kwoty – od 5 do 25 gr za kilometr. Jeżeli ktoś regularnie dojeżdża jednak do pracy jednośladem, może w przeciągu miesiąca zarobić np.: na całkiem niezły rowerowy gadżet do swojego rumaka. A co jeśli nasz pracodawca nie dopłaca? Czy mamy z tego jakieś korzyści?

W Zachodniej Europie dojazd rowerem do pracy nie jest niczym niezwykłym

Korzyści z przesiadki na rower

Więcej kasy w portfelu

Jeżeli dojeżdżasz do pracy samochodem i przesiądziesz się na rower oszczędności zobaczysz dość szybko. Jak pokazują badania zdecydowana większość przejazdów samochodami po mieście odbywa się na dystansie do 8 km. Większość pojazdów nie zdąży w tym czasie nawet dobrze się rozgrzać. Spalanie „na zimnym silniku” jest z reguły wyższe (jeżeli wierzyć komputerowi pokładowemu mojego auta o ok. 1-1,5 l), nie mówiąc już o zużyciu silnika. Na co dzień nie zauważamy kosztów napraw auta. Jak się coś zepsuje to naprawiamy i wykładamy parę stówek i nie odnosimy tego zazwyczaj do miesięcznych kosztów eksploatacji. Jednak jak porozmawia się z mechanikami (pozdrawiam Cię Marcin, wiem że to przeczytasz :)) to bardzo dużo drobnych uszkodzeń, szczególnie silnika i układu chłodzenia, wynika z niewłaściwej eksploatacji auta (szczególnie diesli). Komu nie zdarzyło się spieszyć do pracy i żyłować auta do 4 czy 5 tys. obrotów minutę po przekręceniu kluczyka w stacyjce…

Jeśli dojeżdżasz do pracy komunikacją miejską i korzystasz z niej także do innych celów to oszczędność nie pojawi się tak szybko. Zobaczysz ją dopiero kiedy będziesz gotowa/y do całkowitej przesiadki na rower. Większość osób, które zasmakuje dojazdów do pracy rowerem i poczuje korzyści z tego płynące, zostaje z rowerem już na zawsze.

Lepsze samopoczucie i spalone kalorie

Codzienna dawka ruchu przedłuża nasze życie. Ale pompatycznie to zabrzmiało… no ale to prawda. Jeżeli przesiądziesz się z auta na rower i zapewnisz sobie codziennie godzinę jazdy, to już po tygodniu poczujesz różnicę. O pierwszym tygodniu więcej napiszę jeszcze poniżej. Co ważne dzięki dojazdom do pracy i spalonym w tym czasie kaloriom spokojnie możesz pozwolić sobie na dodatkową porcję lodów czy kawę z bitą śmietaną (to dla dbających o linię). Takie dojazdy to także świetny sposób na zgubienie zbędnych kilogramów. Kiedy wczesną zimą zaczynam redukcję przygotowując się do sezonu wyścigowego to przestaję jeść śniadania. Dzięki relatywnie lekkiej jeździe to pracy naczczo pobudzam organizm do spalania tkanki tłuszczowej.

Dla osób, które uprawiają sporty rowerowe dojazd do pracy (szczególnie jeśli odległość jest spora) może stanowić istotny element treningu. Kiedy jestem już w reżimie treningowym zazwyczaj jeżdżę do pracy (ok. 20 min w jedną stronę) tzw. blat-oś, czyli na najtwardszym z możliwych przełożeń – jest to element ćwiczenia siły.

Mniej węgla do atmosfery

Za każdym razem kiedy rezygnujesz z poruszania się samochodem, czy to prywatnym, czy komunikacją miejską, nie zostawiasz za sobą tzw. śladu węglowego (możecie go przeliczyć np.: tutaj).

Co potrzebne do zmiany

Zasada pierwszego tygodnia

Większość tego typu poradników wyliczankę potrzeb zaczyna od sprawnego roweru. Ja jednak zacznę od dobrych chęci i odrobiny zawziętości. Dlaczego piszę o pierwszym tygodniu? Tydzień to moim zdaniem wystarczający czas (choć nie zawsze), żeby zmierzyć się z większością warunków i sytuacji z jakimi przyjdzie nam się mierzyć dojeżdżając rowerem do pracy. Oczywiście statystycznie (przez ostatnie dwa tygodnie w moim mieście nie spadła nawet kropla deszczu, a temperatura o 7 rano ledwie spada poniżej 23 stopni…).

Jeżeli zaczniesz w poniedziałek, to pewnie koło środy/czwartku pojawią się pewnie wątpliwości (w poniedziałek entuzjazm, we wtorek duma) związane z zakwasami (tak, to się może zdarzyć), zdenerwowaniem na infrastrukturę (tu światła, tam pieszy na drodze dla rowerów) i czas dojazdu oraz warunki atmosferyczne (deszcz, różnica temperatur, chłód, gorąco, wiatr) czy sprzęt (jeżeli nie jest do końca sprawny). Jak przełamać klątwę pierwszego tygodnia dowiesz się z dalszej części tekstu.

Jaki rower? Sprawny!

Czy każdy jednoślad nadaje się na dojazdy rowerem do pracy. Nie, nie każdy. Jaki się na pewno nie nadaje? Taki, który nie jest sprawny – nie ma hamulców, żadnego oświetlenia i dzwonka (wymogi prawne!!!) i jest ogólnie technicznie sprawny. Jeżeli chcesz zacząć dojeżdżać do pracy, a jedyny rower jaki masz to twój rower komunijny, to lepiej od razu sobie odpuść.

Jeżeli źle dobierzesz rower to szybciej się zniechęcisz niż przekonasz, że warto. Jak wybrać odpowiedni rower i co zrobić, jeżeli takiego nie mam? Odpowiedź na drugie pytanie jest krótsza – spróbuj pożyczyć. Jeżeli nie z profesjonalnej wypożyczalni, to popytaj w sklepach rowerowych. Większość sklepów ma tzw. rowery testowe. Za niewielką opłatą i oczywiście kaucją będziesz mógł/mogła pożyczyć odpowiedni rower na parę dni. Jest jeszcze trzecia opcja – poproś o pożyczenie roweru znajomych. W wielu miastach są całkiem dobrze, a w innych całkiem przyzwoicie rozwinięte systemy roweru publicznego. To też jest opcja warta rozważenia.

A jaki rower wybrać?

Wybór odpowiedniego typu roweru – teren

  • jeżeli do pracy jedziesz wyłącznie przez miasto, np. z obrzeży do centrum lub odwrotnie, relatywnie niewielką odległość (ok. 10 km) – wybierz rower miejski
  • w przypadku kiedy musisz przejechać po nieutwardzonych drogach (drogi polne, łąki, wały rzeczne) – zastanów się jak bardzo wyboisty będzie to teren. Jeżeli to tylko szutrówka rower miejski da sobie radę. Jeżeli teren jest trochę bardziej wymagający wybierz rower crossowy lub trekkingowy. Dobrym rozwiązaniem może także okazać się gravel. Rowerami takimi spokojnie możesz pokonywać także większe odległości.
  • jeżeli po drodze do pracy jedziesz przez las, masz do pokonania odcinki po kamieniach itp – warto zastanowić się nad rowerem górskim
  • jeśli natomiast masz do pokonania znaczną odległość (20 km lub więcej), np. z miejscowości do miejscowości, będziesz poruszał się ulicą najbardziej odpowiedni będzie rower szosowy

Przedstawione powyżej zasady nie są jakimiś sztywnymi regułami. Nikt nie zabroni dojeżdżać Ci do pracy rowerem górskim przez miasto. Jednak opory toczenia jakie będą generowały grube opony z bieżnikiem będzie nam niepotrzebnie zabierać energię i może znacznie zniechęcić nas do jazdy. Rowerem miejskim możesz przejechać 20, 40 czy nawet 50 km. Będzie to jednak niewygodne i podobnie nieefektywne. Pamiętaj jednak, że

możesz dojeżdżać do pracy każdym typem roweru. Rower ten musi jedynie: zapewniać Ci odpowiedni komfort (czyt. nie być np. za mały), być sprawny technicznie (działające przerzutki, naoliwiony łańcuch) i mieć wymagane prawem elementy (min. jeden sprawny hamulec, sygnał dźwiękowy i światła).

Dlaczego ważne jest posiadanie elementów wymaganych prawem? Policja co jaki czas organizuje akcję „pieszy”. Policjanci lubią wtedy zatrzymywać do kontroli rowerzystów. Brak wymaganego kodeksem drogowym wyposażenia może skończyć się mandatem… Nikt nie chce zarobić 50 zł za np. brak dzwonka (kosztującego w markecie 5 zł).

Zabezpieczenie roweru

W miejscu zamieszkania każdy z nas trzyma swój rower (rowery) w taki sposób, żeby zabezpieczyć je przed kradzieżą (w garażu, w domu, w piwnicy, w specjalnych schowkach). Warto zastanowić się co będzie się działo z naszym rowerem przez 8 godzin, kiedy jesteśmy w pracy. Nie w każdym miejscu pracodawcy zapewniają zadaszone i zabezpieczone parkingi na jednoślady. Czasami są to stojaki „odrócone U” lub „wyrwikółka”. W takich przypadkach trzeba pomyśleć o porządnym zapięciu. Pamiętajcie, że zawsze możecie zapytać swojego pracodawcę lub osoby odpowiedzialne za utrzymanie w Waszym miejscu pracy porządku, czy moglibyście trzymać swój rower w tzw. magazynku. W każdej firmie są takie miejsca.

Tataaaaa, a Marcin powiedział…

Kiedy zacząłem jeździć rowerem do pracy, a były to czasy, kiedy w Polsce infrastruktury w zasadzie nie było żadnej i generalnie nie było to zbyt popularne, wokół słyszałem wiele różnych pytań i zastrzeżeń. Część z nich pojawia się do tej pory, kiedy próbuję kogoś przekonać do zmiany nawyków.

Pot, krew i łzy

Ciepło i chłód – w zasadzie zastrzeżenia z tej grupy pojawiają się najczęściej. Bo przecież jak będzie ciepło będę się pocić, a jak będzie zimno to zmarznę. Niekoniecznie. Pracowników można podzielić na dwie grupy – tych którzy nie mają sztywnego dress code i tych, którzy muszą do stosować. W pierwszym przypadku sprawa jest jasna – zakładam to co wygodne, przewiewne czy ciepłe. Jeżeli obowiązuje dress code sprawa nieco się komplikuje. W garniturze ciężko jeździ się na szosie czy na rowerze MTB.

Rozwiązaniem tej sytuacji może być trzymanie ciuchów na przebranie w pracy. W większości firm pracownicy mają do swojej dyspozycji szafki (choćby we własnych biurkach) lub dostęp do ogólnodostępnej szafy na ubrania. Trudno do małej szafki schować garnitur. Można go jednak złożyć. W internecie jest trochę poradników typu „jak złożyć, żeby się nie pogniotło”. Przetestowałem – działa. W przypadku szafy sprawdzi się worek na garnitur. Oczywiście analogicznie można postąpić w przypadku pań. Gdzie się przebrać? Najłatwiej w toalecie. A, że ktoś będzie robił podśmiechujki? Może pierwsze parę dni, zanim wszyscy zaczną Wam propsować, że jeździcie rowerem do pracy.

Dojazd do pracy to nie jest wyścig. Spokojne tempo pozwoli nam zachować komfort termiczny (tzn. nie spocić się), oczywiście jeżeli nie założymy na siebie zbyt wielu warstw ubrań. A jak się ubierać? Zaczynając jazdę powinno nam być nieco chłodno, tzn. powinniśmy odczuwać lekki (naprawdę lekki!) dyskomfort z powodu zimna. Po kilku ruchach korbą organizm się rozgrzeje i temperatura będzie ok. Unikałbym także zakładania ubrań typu „przez głowę” tzn. bluz, bluzek czy zwykłych t-shirtów. Zamiast tego lepiej wybrać coś zapinanego na zamek lub koszulę na guziki. Jak robi nam się za chłodno możemy szybko, nie zatrzymując się, rozpiąć się jedną ręką.

Słaba infrastruktura

Nie każdy ma ten komfort, że spod domu, aż pod firmę dojedzie drogą dla rowerów. Rezygnacja z roweru z uwagi na brak odpowiedniej, jak nam się wydaje, infrastruktury jest po prostu słabe. Możemy przecież poruszać się chodnikiem. Zgodnie z przepisami, jeżeli na drodze dozwolona jest prędkość wyższa niż 30 km/h, chodnik ma co najmniej 2 metry oraz nie ma wydzielonej drogi dla rowerów, rowerzysta może poruszać się, zachowując szczególną ostrożność, chodnikiem. W miejskich realiach (przynajmniej w moim mieście) umożliwia to poruszanie się 80% chodników w mieście.

Warto także wyznaczyć sobie 2-3 alternatywne trasy dojazdu do pracy i korzystać z nich naprzemiennie.

Deszcz

Czy padający deszcz jest wystarczającym usprawiedliwieniem do tego, żeby zrezygnować z jazdy na rowerze? Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Każdy musi rozważyć to samodzielnie. Ja nie rezygnuję z jazdy w deszczu (no chyba, że jest jakaś ogromna ulewa lub pada kilka dni i jest dużo kałuż) – zakładam wtedy tzw. ponczo. W połączeniu z błotnikami, w które wyposażony jest mój miejski rower, gwarantuje mi to, że dojeżdżam do pracy zupełnie suchy.

Warto jednak wziąć pod uwagę kwestie bezpieczeństwa. Wbrew pozorom, najbardziej ślisko jest w momencie, kiedy deszcz zaczyna dopiero padać. Wtedy bowiem znajdujący się na ulicach kurz zamienia się w błoto. Kiedy błoto zostanie już spłukane, rowerowe ogumienie trzyma się asfaltu i kostki całkiem dobrze. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że jest mokro i nieco zwolnić, a szczególnie uważać w zakrętach. Nie należy jednak bać się jazdy po mokrym i z tego powodu rezygnować.

Odległość

I na koniec sprawa, która dla niektórych może być kluczowa – odległość do pokonania. Jeden z trenujących ze mną kolarzy powiedział mi kiedyś – nie patrz na odległość, patrz na czas. Nie ma bowiem dwóch takich samych 10 km. Nawet ten sam odcinek pokonywany po raz kolejny może nie być taki sam. Dlaczego? Choćby dlatego, że może wiać w inną stronę.

Kiedy zastanawiasz się, czy 15 km, które codziennie, wg mam google’a czy wg stanu licznika w Twoim samochodzie to dużo, sprawdź jaki czas ten odcinek pokonasz na rowerze. Dołóż do tego 5 minut zapasu na nieprzewidziane postoje czy wolniejsze tempo spowodowane wiatrem, mokrą nawierzchnią czy po prostu brakiem mocy na kręcenie w odpowiednim tempie. Dopiero taki wynik może stanowić bazę wyjściową dla naszych rozważań czy przesiąść się na rower. Niech nie zniechęcają się kilometry.

Podsumowanie

Nie ma złego momentu, żeby zacząć dojeżdżać rowerem do pracy. Jest jednak dobry moment – ten moment to czas wakacji i urlopów. W większości miejsc panuje lekkie rozprężenie, z uwagi na panujące temperatury działy HR liberalizują dress code, a pogoda raczej nas nie zaskoczy 10 stopniami o 7 rano i prawie 30 stopniami o 15.

Warto spróbować. Jeżeli przebrniesz przez pierwszy tydzień – nie poddasz się – to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że rower w drodze do pracy będzie Ci towarzyszył przez zdecydowanie większą część roku.

Koniecznie zobacz

Jak radzić sobie z upałem? Czyli rower i słońce
Cykl artykułów Rower na pierwszą komunię, który może być pomocny w ewentualnym zakupie roweru