Łukasz Zdanowski: Słyszałem, że na Islandii też można uroczyście świętować stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Miałaś na to Magdo ciekawy pomysł.
Magdalena Mokrzan: Razem z moją grupą biegową Zabiegani Reykjavik zorganizowaliśmy z tej okazji bieg. Bardzo chcieliśmy zjednoczyć mieszkających na Islandii Polaków i celebrować wspólnie ten wyjątkowy dzień. Pierwszy Bieg Niepodległości w Reykjaviku był ogromnym sukcesem. W wydarzeniu wzięło udział ponad trzysta osób, był również ambasador Polski. Hymn przepięknie zaśpiewała śpiewaczka operowa, bardzo wzruszający moment.
Czy tylko Polacy uczestniczyli w tym biegu?
Nie tylko, byli także Islandczycy, Czesi. Islandczycy doskonale rozumieli powagę święta, gdyż sami również obchodzili stulecie odzyskania niepodległości niecały miesiąc później. Odłączenie od rządów Danii celebrowali pierwszego grudnia.
Mieszkańcy Islandii potrzebują takich impulsów, by wyjść z domów? Pobyć razem? Jacy są pod tym względem Islandczycy?
Zupełnie nie. Choć wielu osobom przeprowadzającym się na Islandię ciężko to zrozumieć. Pogoda często nie zachęca do wyjścia na zewnątrz, szczególnie, gdy deszcz zacina, jest zimno, wieje. Jednak Islandczycy są do tego przyzwyczajeni, nie czekają aż się rozpogodzi, bo czekać trzeba czasem kilka tygodni. Jeśli mają wolny czas to po prostu wychodzą na zewnątrz. Bez marudzenia.
Przypomnij proszę jak wyglądały początki Twoich rowerowych podróży.
Moje podróże rowerowe zaczęły się całkiem spontanicznie, zaraz po liceum. Latem gościłam chłopaka z HospitalityClub, taki poprzednik Couchsurfingu. Zakumplowaliśmy się i wyjeżdżając zaproponował, żebym dołączyła do niego i dwóch kumpli na wyprawę rowerową po Bałkanach. Zaskoczyła mnie ta propozycja. Planowałam pojechać do Irlandii dorobić do szczupłego studenckiego budżetu. Mówię mu: Super sprawa, ale ja nie mam roweru!, a on na to: To masz dwa tygodnie. Wtedy ruszamy. Czując zew przygody, wzięłam prawie wszystkie oszczędności i poszłam kupić pierwszy wyprawowy rower. Wybrałam najdroższy model jaki mieli w supermarkecie [śmiech]. Choć nawet google nie umiał mi powiedzieć nic o jego marce to okazał się na tyle udaną konstrukcją, że przetrwał pierwszą wyprawę. Na wyprawie okazało się, że każdy z nas ma zupełnie inny pomysł na jej przebieg. Chłopaki woleli zdecydowanie bardziej imprezować, niekoniecznie chciało im się jeździć na rowerze. Gdy w Rumunii pokonaliśmy Karpaty, ogromne góry, których początkowo bardzo się obawiałam, postanowiłam dalej jechać sama. Teraz myślę, że to było całkiem szalone, zważywszy, że zostałam bez narzędzi, bez choćby jednej zapasowej dętki. Nawet namiotu nie miałam. Nocą okrywałam się jedynie kawałkiem folii malarskiej super mocnej. Przygoda była niesamowita, chociaż, prawdę mówiąc, miałam więcej szczęścia niż rozumu.
i od tamtej pory przejechałaś już przysłowiowy kawał świata.
Spodobał mi się świat z perspektywy siodełka. Trochę po Europie, potem przyszedł czas na Azję i Afrykę. Na większość wypraw pojechałam sama, nauczona doświadczeniem, aby nie jechać z niesprawdzonym towarzystwem.
i nie zawsze było bezpiecznie.
To prawda, przygody czasem nie były przyjemne, aż ciarki przechodzą po plecach. W Parku Narodowym Jezior Plitwickich w Chorwacji zwiewałam przed niedźwiedziem, który zagrodził mi drogę. Chociaż nie zwierząt, a ludzi obawiam się zazwyczaj bardziej. Kilka razy trzeba było uciekać przed nachalnymi adoratorami. Innym razem na Pustyni Danakilskiej w Etiopii musiałam negocjować z uzbrojonymi w kałasznikowy Afarami. Domagali się pieniędzy, których nie byłam w stanie im dać. Udało się. Człowiek nie wie jak jest silny, dopóki nie ma innego wyjścia. W trakcie podróży, szczególnie tych dzikich i samotnych, w odległe terytoria, wyostrza mi się intuicja. Podpowiada co zrobić i gdzie lepiej się nie zapuszczać. Jeszcze mnie nie zawiodła i ze wszystkich opresji wyszłam cało. Choć przed wyprawą próbuję dowiedzieć się jak najwięcej o czyhających zagrożeniach i być na nie przygotowaną.
A Islandia? Skąd się wzięła w Twoim życiu? Co tutaj robisz?
Dwa lata temu zupełnie niespodziewanie pojawiła się okazja. Totalny zwrot akcji i po miesiącu mieszkałam już na wyspie ognia i lodu. Jestem Islandią całkowicie zauroczona. Przyroda jest niesamowita surowa i intensywna. To inny świat. Na co dzień jestem architektem krajobrazu i pracuję w jednym z biur projektowych w Reykjaviku. A po pracy jeżdżę na rowerze, biegam, latam na paralotni. Odnalazłam tu spokój. Odnalazłam też wielką miłość. Mój ukochany także ma bzika na punkcie roweru. Uwielbiamy razem szukać przygód
.
Wracając do podróży. Kiedy patrzysz na nie z perspektywy czasu, przed jakimi błędami przestrzegłabyś osoby, które chciałyby Ciebie naśladować.
To temat rzeka. Inne błędy można popełnić jadąc latem nad Adriatyk, a inne zimą w góry. Dobrze jest zdobyć jak najwięcej informacji odnośnie terenu, na który się chcemy wybrać. Przygotować się na potencjalne zagrożenia, dowiedzieć się, czy będzie zasięg, gdy będziemy potrzebowali wezwać pomoc. Jeśli jest taka możliwość, warto zapytać o poradę innych rowerzystów, którzy już tam byli.
Jaki typ roweru poleciłabyś na pierwszą wyprawę.
To zależy, gdzie ta wyprawa się odbędzie, czy teren jest górzysty, jaki jest stan dróg i jak dużo pieniędzy chcemy na rower przeznaczyć. Jeśli spodziewamy się trudnych warunków, możemy wybrać rower górski, choć na asfalcie będzie nas spowalniał. Na piaszczyste lub ośnieżone tereny sprawdzi się fat bike. Obecnie moją ulubioną wyprawówką jest gravel z amortyzowanym widelcem Lauf Grit. Jest wszechstronny stworzony na szutry, da radę zarówno na kamienistych drogach jak i na asfalcie. Ostatniego lata przejechałam nim bardzo wymagające wysokogórskie drogi w Pamirze i spisał się świetnie. Gravele, czyli połączenie roweru szosowego i górskiego, to dość nowy koncept, na pewno spodoba się miłośnikom szosówek i minimalistycznego bagażu. Jednak wciąż jednym z najpopularniejszych jest rower trekkingowy, dedykowany podróżom rowerowym, jest wygodny i uniwersalny.
Co pociąga Cię w tego typu wyprawach? Samotność? Obcowanie z naturą? Szukanie różnic kulturowych? Czy któryś z tych powodów można nazwać najważniejszym?
Długodystansowe podróżowanie na rowerze to dla mnie rodzaj medytacji i wyciszenia. Życie się upraszcza. Nie ma tej codziennej cywilizacyjnej gonitwy ani wielkomiejskiego gwaru. Dzień wypełnia się drobnymi przyjemnościami, jak zapach rozmarynu na przełęczy po ciężkim podjeździe, czy prysznic w lodowatym wodospadzie w upalny dzień. Choć lubię poznawać nowe kultury i obcować z mieszkańcami w odległych, zapomnianych wioskach, to jednak bezkresne, puste przestrzenie są dla mnie najbardziej atrakcyjne. I góry. Zawsze jadę tam gdzie są góry. One intensyfikują emocje.
A samotność? Jak się w niej odnajdujesz, jak radzisz sobie sama w ciężkich chwilach na wyprawach.
To bardzo cenne doświadczenie. Generuje dużo więcej interakcji z miejscowymi niż podróż w grupie. Pozwala poznać siebie. Samotne wyprawy u progu dorosłości ukształtowały mnie. Gdy radziłam sobie w kryzysowych sytuacjach na wyprawach, łatwiej było pokonać trudności w codziennym życiu. Dają też inną perspektywę. Przestałam się przejmować głupotami. Bardzo to lubię, chociaż czasem bywało ciężko.
Jak kompletujesz sprzęt przed wyprawą. Jak o niego dbasz?
Staram się wszystko serwisować na bieżąco, aby potem nie było problemów.
Bywa, że mimo to, sprzęt się buntuje?
Na wyprawie zawsze może się coś uszkodzić. Pół biedy jeśli mamy narzędzia lub jesteśmy blisko cywilizacji, np. na Bałkanach trzy razy miałam spawany bagażnik, który co chwilę pękał od zbyt ciężkiego ekwipunku. Gorzej jeśli coś się zepsuje na pustyni czy innym odludziu, wtedy sami musimy być jak MacGyver srebrna taśma, trytytki, poxilina i drut, to podstawa. Na kamienistych drogach bywa, że śrubki w rowerze się odkręcają. Dobrze jest mieć garść zapasowych.
Wiem, że jakiś czas temu zainteresowałaś się również biegami górskimi.
Tak. Kilka lat temu zaczęłam biegać. Nigdy nie ciągnęło mnie do asfaltu, dlatego od razu zaczęłam biegać po górskich ścieżkach. Wystartowałam w kilku maratonach, m.in. na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich czy Chojniku, jednak zamiast zawodów zdecydowanie bardziej kręcą mnie długie wycieczki biegowe po nieznanych górskich szlakach. Idea ultramaratonów jest mi bardzo bliska.
Islandia nie jest raczej popularnym kierunkiem wybieranym przez zawodników z Polski. Może mogłabyś nam coś podpowiedzieć? Jakieś ciekawe szlaki, zawody rowerowe lub biegowe.
Jest kilka interesujących wyścigów rowerowych. The Rift to gravelowe, zawody wśród lawowych pól po islandzkim interiorze (60 km i 200 km) czy Glacier 360, etapówka dookoła lodowca dla miłośników kolarstwa górskiego. Na szosę można wybrać Cyclothon, wyścig jedyną drogą dookoła wyspy (1358 km). Jedną z najpiękniejszych biegowych tras jest słynne Laugavegur Ultra, czyli 55 km po niesamowicie pięknym szlaku wśród wulkanów, lodowców, między tęczowymi górami. Ciekawą propozycją jest też Fire and Ice Ultra, biegowa etapówka na 250 km po islandzkim interiorze. Zawodów rowerowych i biegowych jest zresztą znacznie więcej.
Twoja rowerowa Islandia? Które miejsca lubisz najbardziej?
Jednym z piękniejszych miejsc jest z pewnością ?órsmörk, czyli koniec szlaku Laugavegur lub Landmannalaugar, jego początek. Te miejsca zapadają w pamięć i wciąż chce się do nich wracać. Jednak na Islandii jest tak wiele fenomenalnych miejsc, że nie sposób wybrać tego jednego. Wystarczy kilkanaście minut jazdy z Reykjaviku, żeby znaleźć się w urzekającej, baśniowej scenerii, np. na wulkanie Hengill lub masywie Esji. Po pracy często bierzemy rowery enduro na wzgórze Öskjuhlí? niemal w centrum Reykjaviku. Jest niewielkie, jednak pokryte malowniczym laskiem i mnóstwem przecinających się ścieżek. Są one bardzo techniczne, pełne głazów i korzeni.
Jakiś przepis na pokonanie islandzkiego wiatru?
Wiatr bywa rzeczywiście bardzo silny, to zupełnie inny wymiar niż ten, do którego przyzwyczailiśmy się w Europie kontynentalnej. Kiedyś mocny podmuch przesunął mnie razem z rowerem kilkadziesiąt centymetrów w bok w czasie jazdy na szosie. Jest nawet taki suchar: ?Co robią Islandczycy, gdy nie wieje? Przewracają się!?.
Rozmowę przeprowadził: Łukasz Zdanowski